czwartek, 29 grudnia 2011

Malarski obraz samotności zamknięty w genialnych czy już szalonych pracach Vincenta van Gogha...

Nie należy do rzędu osób, którym do działania musi przyświecać nadzieja, którym powodzenie konieczne jest do wytrwania. On jest z tych, co widząc przegraną nie dbają o to i dalej robią swoje. Jest z plemienia buntowników.
Henri Perruchot

Rozważając twórczość jednego z moich ukochanych malarzy - Vincenta van Gogha należy odnosić się zarazem do jej źródła, czyli artysty, jego biografii i przeżyć oraz jego sztuki, sposobu odbierania świata, dróg jakie z tym zewnętrznym łączył. Znaczącym czynnikiem jest tu zjawisko samotności, zamknięcia w świecie własnych doznań, ale także zamknięcia innego rodzaju, mianowicie ulokowania w obrazie – podmiocie estetycznym – napięć i drgań psychiki, co z kolei staje się przekazem, sposobem nawiązania nici porozumienia z otoczeniem. Vincent van Gogh przykuwa uwagę w swojej biografii rodzajem samotności, na którą można spojrzeć w dwojaki sposób:
jako zjawisko, a zarazem proces skutkujący erupcją dzieł oraz samobójczą śmiercią. Dlaczego? Bowiem sztuka tworzona przez van Gogha, człowieka funkcjonującego w sytuacji choroby psychicznej, ukazuje nienaruszony instynkt malarski oraz bogaty system znaków objawiający chorobę. Język plastyczny, to przede wszystkim plamy barwne podlegające w zakresie doboru, także procesowi zmian, których kulminacja ma dramatyczny przebieg. Zatem, w procesie twórczym powstała sztuka wyrazu, czyli ekspresja, subiektywna mimo tematyki ogólnodostępnej. Obraz, przedmiot estetyczny jest tworem ujawniającym nie tylko swoją przedmiotowość, ale i szczególną podmiotowość. Pojawia się „świat dzieła” posiadający moc ekspresji poprzez ukonstytuowaną w nim przez dzieło sieć odniesień do rzeczywistości, w której jest osadzone. Wielokrotnie spotykałam się z punktem widzenie wedle prawideł którego należałoby rozgraniczać biografie artysty (a w przypadku van Gogha jego chorobę) ze światem jaki przedstawiał. Jednak jak rozdzielić te dwie sfery w przypadku tego artysty, gdzie oba światy – rzeczywisty i wyobraźni – często nieświadomie przeplatają się i uzupełniają?

Geniusz w obliczu choroby
W obrazach Vincenta zamknięte jest nie jego szaleństwo, lecz niezwykły sposób spostrzegania świata przejawiający się zarówno w talencie jak i symbolice relacji międzyludzkich utrwalonych na płótnie.
To, że van Gogh był artystą o niezwykłych zdolnościach twórczych nie podlega żadnej wątpliwości. Jednak był także człowiekiem, któremu zawsze towarzyszyło cierpienie. To, co wiedzą wszyscy to, to że życie malarza przepełnione było osamotnieniem, utrzymywany przez swojego brata Theo niezależnie od wszystkiego w ostatnich latach życia jego umysł i dłonie skuła niewidocznymi kajdanami choroba psychiczna. Efektem jej było odcięcie część ucha.
Końcowy okres twórczości van Gogha to intensywne próby uchwycenia głębokich stanów emocjonalnych za pomocą koloru i faktury. Jego niepowtarzalny, budzący niepokój w odbiorcy styl jest często niesłusznie łączony z nawrotami choroby. Przedstawiano go jako chorego psychicznie geniusza, który w chwilach dzikiego natchnienia przelewał na płótno swoje szaleństwo. Jednak to powszechne wyobrażenie jest mitem, który zdaje się być na stałe zakorzeniony w pamięci o nim. Choroba psychiczna van Gogha nie miała nic wspólnego z niewiarygodną inteligencją, miłością bliźniego i zdolnościami twórczymi, które znalazły wyraz w jego obrazach. Podobnie zresztą bywa z innymi ludźmi dotkniętymi schizofrenią.
To prawda, że Vincent nie pasował do ogólnie obowiązujących wzorców społecznych. Jako człowiek porywczy, uparty, często zaniedbany, uduchowiony i ascetyczny nie miał szans na znalezienie moralnego czy społecznego poparcia, akceptacji jak wielu mu podobnych twórców. Czynnikiem wyróżniającym była jednak głęboka religijność. Po ukończeniu dwudziestu lat pracował jako świecki kaznodzieja wśród biednych górników w zagłębiu węglowym w południowej Belgii. Zajmował się chorymi i ofiarami wypadków w kopalniach. Ten rozdział jego życia zakończył się w momencie, kiedy został pozbawiony swojej funkcji przez przełożonych, oskarżających go o "nadgorliwość".
Ostatnie 10 lat życia van Gogh poświęcił malarstwu. Kim jestem w oczach innych? Nikim, zaledwie nieprzyjemnym ekscentrykiem -napisał kiedyś w listach do swego brata. Chcę więc pokazać moimi obrazami, co tkwi w sercu takiego ekscentryka, takiego nikogo. Pracował bez wytchnienia, często kończąc obraz w ciągu jednego dnia. Pisał też setki listów, nie tylko do Theo, pełnych obrazowych opisów otaczających go krajobrazów i ludzi, zawierających szczegółową analizę dzieł, które miał w warsztacie.
Biografie podają, że pojawienie się objawów choroby psychicznej przerażało go dogłębnie. W najostrzejszych stanach nie mógł pracować, miewał też zachowania samodestrukcyjne, dlatego ostatecznie został umieszczony w zakładzie psychiatrycznym. Nikomu za życia van Gogha nie udało się ustalić, co mu dolega. Dopiero po śmierci artysty wielu specjalistów próbowało zanalizować jego chorobę.
Jedna z teorii głosi, iż van Gogh nie cierpiał na chorobę psychiczną, lecz na padaczkę skroniową, charakteryzującą się napadami psychosensorycznymi i psychomotorycznymi. Polegają one na tym, że wyładowania elektryczne w ośrodkach mózgu odpowiedzialnych za emocje wywołują niezrozumiałe i gwałtowne zachowanie, a następnie amnezję.
Chory van Gogh był człowiekiem niestabilnym psychicznie. Choć ciężko pracował nad swoimi dziełami do samego końca, narastająca depresja doprowadziła go do samobójstwa w wieku 37 lat.
Niektórzy uważają, że jeden z ostatnich obrazów van Gogha, Kruki nad polem zboża, nie wskazuje na myśli samobójcze. Jednak w liście do brata malarz opisał go tak: Nie kończące się pole zboża pod burzliwym niebem [...] wyraża smutek i krańcową samotność. Dodał także, iż obrazem tym opiewa zdrową i umacniającą duchowo siłę, którą widzę w wiejskim krajobrazie. To właśnie tę specyficzną mieszaninę cierpienia i nadziei, wyrażoną w niepowtarzalnym języku koloru, faktury i niezwykłego piękna, van Gogh przekazał w spadku całemu światu wciąż inspirując, fascynując i skrywając swe tajemnice zamknięte w barwnych plamach...




Prywatnie jedna z moich ulubionych prac Vincenta - ileż emocji i uczuć można jak w puszcze Pandory zamknąć w jednej kompozycji zniszczonej pary butów? Obrazem osamotnienia w roziskrzonych świecie barw... Czasem wydaje się, że zbyt mało ich do wyrażenia tego, co odczuwamy, co skrywają nasze wnętrza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz