wtorek, 17 stycznia 2012

Dzieło sztuki jako bodziec neuroestetyczny, czyli mózg na wernisażu.

Monotonia cichego życia pobudza umysł do twórczości.
Albert Einstein

Obrazy są skrzydłami umysłu.
Anonymous

 
Oto preludium tematu, który ostatnio nie opuszcza mojej wyobraźni i… wypraw do bibliotek – także tych wirtualnych. To tak słowem wstępu, nim wrócę do nauki na kolokwium z psychologii…
***
Studia malarskie nad kolorem, konturem, linią, perspektywą czy twarzami wyprzedziły o wiele setek lat badania nad mózgiem wzrokowym prowadzone przez naukowców. Z tego względu dla Semira Zekiego – neurofizjologa i pioniera badań neuroestetycznych – artysta to „nieświadomy neurobiolog”. Sądzę, że propozycja ta ma wiele interesujących
konsekwencji, m.in. tę, że jeśli artyści są nieświadomymi neurobiologami, to sytuację gdy widz podziwia lub kontempluje w galerii dzieło artysty, można przyrównać do eksperymentu psychologicznego, kiedy w kontrolowanych warunkach badacz wywołuje określone reakcje u osoby badanej. Natomiast dzieło sztuki, to nic innego jak bodziec eksperymentalny mający na celu wywołanie i ukierunkowanie owej reakcji. Przedstawiając koncepcję dzieła sztuki jako szczególnego bodźca, którego celem jest silniejsze pobudzenie systemu percepcyjno-emocjonalnego odbiorcy niż w przypadku zwykłych przedmiotów wzrokowych. Przykładowo można wybrać typologię takich bodźców obejmującą bodźce wyolbrzymione, wieloznaczne, iluzyjne, empatyczne i relacyjne.
Abstrakt.  Skąd się biorą przeżycia estetyczne? Jaką rolę ma spełniać sztuka?
Neuroestetyka poszukuje odpowiedzi na te pytania patrząc z nowej perspektywy — perspektywy mózgu. Każde dzieło sztuki, aby nam się podobało, powinno spełniać przynajmniej jedno z ośmiu zasad sformułowanych przez Ramachandrana. Wyrażenie „podobać się” zostaje poddane rewizji — podobać się to pobudzać układ nagrody (dopaminergiczny) znajdujący się w układzie limbicznym. Dzieła sztuki mogą oddziaływać na odpowiednie obszary mózgu wywołując wrażenie przyjemności. Zatem: sztuka może uzależniać.

VIII Praw Ramachandrana

  • Czy istnieją „reguły” sztuki pozwalające zrozumieć dlaczego pewne reprezentacje graficzne wydają się nam piękne i interesujące?
  • Dlaczego takie reguły pojawiły się w takiej a nie innej formie w procesie ewolucji?
  • Jakie struktury mózgu są w to zaangażowane?
I. Uwypuklanie elementów, różnic, widoczne w sztuce pierwotnej i karykaturach, wynikające z zasady „wzmacniania różnic”.
II. Izolowanie pojedynczych modów wzrokowych (kształt, kolor, kinestetyka), sprzyja większemu skupieniu uwagi.
III. Grupowanie percepcyjne (Gestalt) pozwalające na segmentację obiektów od tła i abstrakcyjne relacje podobieństwa.
IV. Wzmacnianie przez kontrast, linię, rysunek, kolor.
V. Wyzwania dla percepcji, nieoczywiste grupowanie.
VI. Unikanie nienaturalnych punktów widzenia i przypadkowych koincydencji konturów.
VII. Aluzje i metafory zwiększają zainteresowanie.
VIII. Symetria jest atrakcyjna.

Cele badań w dziedzinie neuroestetyki to wg prof. Ducha:
1. Badanie procesów twórczych w sztukach plastycznych, zrozumienie działania mózgu w czasie takich procesów.
2. Podkreślanie centralnej roli, jaką pełnią badania nad mózgiem dla zrozumienia natury ludzkiej, przejawiającej się nie tylko w sztuce czy muzyce, lecz również moralności, zachowaniach społecznych i antyspołecznych, moralności, religii i innych dziedzinach wpływających na życie codzienne.
3. Zainteresowanie neurobiologów badaniem sztuki jako metody badania organizacji przetwarzania informacji przez mózg.
4. Badanie praw percepcji, którym podlega tworzenie sztuki, zarówno na etapie tworzenia jak i oglądania.
5. Zrozumienie sztuki świetle zadań, stojących przed układem wzrokowym, lub ogólnie stojących przed mózgiem, to jest gromadzenia wiedzy o świecie i sposobach jego poznawania.


CDN…

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Mała Pani Picasso.


The job of the artist is always to deepen the mystery.
Francis Bacon
There is no must in art because art is free.
Wassily Kandinsky
Art is whatever you can get away with.
Andy Warhol

W poprzednim poście przedstawiałam Janet Echelman i jej drogę do sedna jej sztuki. Dziś chciałabym przedstawić kolejną nietuzinkową osobowość należącą do światka sztuki – Aelitę Andre.
Australijską artystkę nieprzeciętną i „chwytającą” za serce, której prace ciężko dostać z taką prędkością bowiem zostają wyprzedane i to po cenach bynajmniej nie niskich (9 prac sprzedanych powyżej 30 000$). W dzisiejszym świecie rolę mecenasów sztuki zdaje się często przejmować prasa i tak ona właśnie określa Aelitę jako Małą panią Picasso. Jej prace porównywane są do obrazów Wassily’a Kandinskiego czy Jacksona Pollocka, inni mówią o wizjach na miarę Salvadora Daliego czy Andree Massona.
Używając epitetów nietuzinkowa, nieprzeciętna czy wyjątkowo odnoszę się nie tyle do samej artystki, choć jej samej trudno odmówić uroku co do faktu, że malarka ma…4 lata. Jej kariera zaczęła rozwijać się jeszcze tuż przed pierwszymi urodzinami w rodzinnej Australii.
Kiedy po raz pierwszy spotkałam się z jej osobą – nie powiem byłam mało optymistycznie nastawiona. Wiadomo: media, szum, nad ambitni rodzice, którzy czerpią z tego „show” zyski i inne pejoratywne myśli przychodziły mi do głowy. Do momentu, gdy sama zatopiłam się w świat jej prac i… zapomniałam o cyferce jej wieku.

Jej prace naprawdę są wyjątkowe.

Sztuka Aelity jest ‘oknem’ do umysłu dziecka. Jesteśmy świadkami aktu kreacji. To jest coś, czym Freud i Jung byliby żywo zainteresowani. Po raz pierwszy procesom myślowym prekognitywnego umysłu pozwala się na taką ekspresję – a wszystko to jest traktowane z taką samą uwagą, z jaką potraktowalibyśmy osobę dorosłą. Sztuka dziecka została  wywyższona – uważa Robert Nelson, krytyk sztuki z  The Age i profesor na Melbourne’s Monash University.


I wiem, że jedni uznają to za dziecięce bazgroły, zaś drudzy… No właśnie niełatwo oceniać talent dziecka, a jeszcze trudniej nie uciekać się do wzniosłych słów na ich temat. Jednak odcinając się od faktu, że autorka ma 4 lata to łatwo można dostrzec już inną perspektywę ich odbioru. Jej dzieła to rodzaj spontanicznej twórczości, gdzie całość wydaje się powstawać przypadkowo. Dziecko na pewno obdarzone niepohamowaną i wysoce rozwiniętą wyobraźnią pokazuje swój świat przez pryzmat oczu dziecka. Swobodny rozwój i brak przymusu pokazuje, że Aelita tworząc nie zastanawia się nad tym czy jej dzieła będą się podobać, nie spełnia wymagań i oczekiwań. Po prostu tworzy i „przekazuje” światu siebie przez swoje prace. Jej obrazy to zapisy jej samej, w każdym ruchu widać jednak przemyślenie, wkład cząstki siebie w akt twórczy. Może rzeczywiście łatwo utracić element granicy między bazgrołami dziecka a prawdziwą twórczością, jednak jej pracę mają to „coś”, coś wiecej niż tylko przypadkowy układ barw i plam. Jest w nich coś zaczarowanego. Jej skupienie widoczne w filmie jest niesamowite – widać, że  nie jest to przypadkowa zabawa, że jest to dla niej istotne i ważne w przekazie, który powstaje. Imponujące jest także to, że jej to nie nudzi, a jak wiadomo dzieci dość szybko porzucają poskromione i oswojone zabawy. Aelita zaś spędza wiele czasu z farbami i pędzlami czerpiąc z tego żywą przyjemność.
Mimo wszystko nie umiem uciec przed stwierdzeniem, że ta Mała nie patrzy na świat jak typowa czterolatka, że jej działania nie są tylko wybrykiem dziecięcego kaprysu i jego zaspokajania. Jako niedoszły plastyk dostrzegam to nie tylko w filmiku, ale i jej pracach. Bowiem nie jest to układ przypadkowy, Aelita ma niesamowite wyczucie łączenia barw i faktur ich przedstawiania i robi to bez nauki, intuicyjnie.
Innym punktem jest też to, że jestem pełna podziwu dla jej rodziców za umiejętność zauważenia talentu u ich dziecka i rozwijania go.
Patrząc na Aelitę i jej akt twórczy nie można się nie uśmiechnąć i przyznać, że jej pasja ma w sobie wolność i kreatywność nietkniętą żadnym systemem czy dogmatami. Jest czysta. A to czy jest geniuszem, wielkim talentem… Cóż każdy z nas ma prawo do indywidualnego odbioru sztuki, jednak sądzę, że coś jest w jej pracach jeżeli krytycy dzieł „dojrzałych” także uchwycili to coś i dojrzeli. Jednak to czas pokaże czy jeszcze o niej usłyszymy.
 Oto kilka jej prac, więcej na stronie artystki: http://www.aelitaandreart.com/aelitaandre/Home.html




Iluzja optyczna

Oto kilka przykładów iluzji optycznej.
Co widzicie?
A jak to się dzieje i dlaczego tak jest? - odpowiedzi już wkrótce ;)











niedziela, 15 stycznia 2012

Odbiór dzieła sztuki przez pryzmat nastawienia i percepcji estetycznej.

To, co napisałeś, dyktuje ci sens dalszy,
 dzieło rodzi się nie z ciebie,
 chciałeś napisać to, a napisało ci się coś zupełnie odmiennego.
 Części mają skłonność do całości,
 każda część zmierza do całości po kryjomu,
 dąży do zaokrąglenia,
poszukuje dopełnienia,
 doprasza się reszty na obraz i podobieństwo swoje.
Witold Gombrowicz
Ferdydurke

Dzieło sztuki to jedyna i niepowtarzalna forma pośredniego kontaktu i komunikatu między artystą a odbiorcą. Forma ta może przybierać najróżniejsze formy wyróżniające ją ze swojego otoczenia i zmieniające jej odbiór. Jest to tym bardziej ważne i aktualne w dzisiejszym świecie, gdy granica między sztuką niską i wysoką, użytkową, niszową i dojrzałą zdaje się często balansować na krawędzi.
Często odpowiednie tło i kontekst odbiorowi sztuki nadaje miejsce jej prezentacji takie chociażby jak galeria sztuki. To świadoma przestrzeń prezentacji jednak czym różni się nasz odbiór pewnych organizacji przestrzennych (np. pisuarów) w i poza murami galerii. Pierwszym ważnym elementem zapewne będzie nasze nastawienie np. pomiędzy odbiorem plam na chodniku czy płótnie. Na czym zatem polega nastawienie odbiorcy sztuki świadomego, że to, co odbiera to Sztuka?

Co siedzi w naszych głowach – czyli o motywacja, która nastawia

Odwiedzając galerię sztuki możemy wyróżnić dwa czynniki motywacyjne: wewnętrzny i zewnętrzny. Adekwatnie jako postulaty, w których decyzję podejmujemy samodzielnie jak i pod wpływem bodźca dodatkowego. Maria Gołaszewska na temat wewnętrznych motywów obcowania ze sztuką wypowiada się tak: Znaczna część odbiorców oczekuje od sztuki przede wszystkim rozrywki, wypełnienia wolnego czasu, oderwania się od codzienności, od „szarości dnia”; szuka się sztuki dla uzyskania podniet silnych, przeżyć wstrząsających, których poskąpiło życie; inni znów pragną znaleźć w sztuce radość spokojną, ukojenie, fikcyjne choćby zaspokojenie swoich pragnień; są tacy, którzy chcą przez sztukę uzyskać poznanie świata i życia, znaleźć rozwiązanie nękających ich problemów; inni wreszcie traktują sztukę jak zwierciadło, w którym można zobaczyć samego siebie, osobiste, najbardziej intymne sprawy, znaleźć afirmację postaw życiowych, podnietę do marzeń o przyszłości itd. Odstępując od źródła motywacji naszego wyboru w umyśle osoby powstaje pewna konkretna wizualizacja sytuacji, w jakiej potencjalnie się znajdziemy. Badania naukowe zdają się potwierdzać, że zakodowana w naszym mózgu pamięć o wcześniejszych kontaktach ze sztuką łączy się z wiedzą, jaką mamy w swoiste a priori estetyczne. Nasze nastawienie jest zatem nieodzownie powiązane z naszymi oczekiwaniami wobec spotkania z dziełem sztuki.
Wyobraźmy sobie (albo raczej przypomnijmy, bowiem nie raz pewnie doświadczyliśmy): negatywna motywacja zewnętrzna (czyli zorganizowana grupa gimnazjalistów przybywająca do muzeum w ramach lekcji plastyki) kierunkuje nastawienie nie na obcowanie ze sztuką, ale na nieprzyjemną sytuację. Jednak, jeśli rzeczywiście nastawiamy się na odbiór sztuki nasze wyobrażenie o tym, co nas spotka generuje emocje. Motywacja do kontaktu z dziełem sztuki zyskuje komponent afektywny (zgodnie z modelem Pinticha i DeGroota), gdy wyobrazimy sobie emocje, jakie na nas czekają w momencie rzeczonego kontaktu, ich znak i treść wywołuje w nas emocje „ku” lub „od” owego spotkania ze sztuką. Owe przyciąganie lub odpychanie łączy się z celem, jaki mamy i tworzy bardzo ważny aspekt naszego nastawienia. Co zaś za tym idzie i odbioru.
Naturalnie znajomość historii sztuki pozwala umiejscowić dzieło, z którym mamy kontakt w bardzo szerokiej gamie kontekstów. Dzięki temu identyfikujemy różne dzieła, jako pozostające w silniejszej lub słabszej relacji ze sobą. W przypadku dzieł, których odczytanie jest niemożliwe bez odniesienia ich do innych, niedostrzeżenie relacji pozbawia odbiorcę kontaktu z treścią dzieła. Znajomość konwencji oraz dynamiki ich zmian pozwala odnaleźć w dziele sztuki konfirmację lub przełamanie obowiązujących do tej pory zasad oraz odczytanie tego, jako środka wyrazu.

Szlak umysłowy: od percepcji, przez doświadczenie po emocje

Obrazy same w sobie nas nie szokują, gdyż obcujemy z nimi na co dzień. Mass-media zasypują nas różnego typu informacjami wizualnymi i nie ma w tym nic dziwnego – kanał wzrokowy jest najszerszą bramą, przez jaką informacje dostają się do naszych umysłów. Skoro obcujemy z obrazem ciągle, dlaczego podejmujemy wyprawy do muzeów i galerii by oglądać… obrazy? Jednym z powodów może być chęć doznania przeżyć mocniejszych niż te, z którymi mamy do czynienia zazwyczaj. Inny powód można znaleźć w rozważaniach Anthonego Giddensa, który uznając codziennie oglądane obrazy, za urynkowione, wskazuje na uogólnianie się reakcji na to, co widzimy. Obrazy prezentowane na ekranach telewizorów i monitorach komputerów nie budzą silnych reakcji. Prezentowane są w pewien określony i z góry przewidywalny sposób. Narracja mass-mediów nie dziwi, a w związku z doktryną postmodernistyczną głoszącą, że nie ma istoty rzeczy, lecz tylko nieustanne stawanie się, jeśli coś nie jest opowiedziane w sposób interesujący, to po prostu nie jest interesujące. W związku z tym, że postmodernizm odwraca uwagę od tego, „co” i skupia ją na tym „jak” prezentowany jest obiekt, zasadne jest mówienie o nastawieniu na to „jak” będzie przedstawiona sztuka zamiast mówienia o tym, czym tak naprawdę owo przedstawienie „jest”. Zaznajomieni z obrazem i znudzeni sztampową narracją udajemy się tam, gdzie opowieść na obrazie będącym dziełem sztuki nas zaskoczy, wyrwie z rutyny: do muzeum lub galerii. Oderwanie od „szarej codzienności” to być może jeden z motywów obcowania ze sztuką.
Zbiór umiejętności oraz doświadczeń pozwala odbiorcy dzieł sztuki odczytać treść przez nie niesioną. Odczytanie jej umożliwia kontakt z pięknem, który jest kluczowy w doświadczeniu estetycznym. To właśnie piękno, z którym spotykamy się obcując z dziełami sztuki, przełamuje rutynę codzienności, pozwala wejrzeć w siebie i zrozumieć otaczający świat.
Trudno stwierdzić żeby percepcja dzieła sztuki była taka sama jak percepcja innych składników świata rzeczywistego. Za wstępnym poznaniem dzieła z pewnością stoją nasze zdolności percepcyjne (np. wzrokowe czy słuchowe), w pewnym momencie następuje jednak „odłączenie” dzieła od jego nośnika (np. płótna) i zaczynamy mieć do czynienia z dziełem samym w sobie, które nie jest częścią świata realnego (wg Ingardena). Kiedy odbieramy sztukę, wszystko, co widzimy zazwyczaj (kształt, kolor, kompozycja itd.) zyskuje nową wagę. Fioletowe impresjonistyczne lub fowistyczne niebo nie ma być mimetycznym obrazem rzeczywistości, lecz ma skupić uwagę właśnie na ekspresji emocji niesionych przez obraz. Występowanie na pozór nieadekwatnych kolorów budzi emocje, dzieje się coś nieoczekiwanego. Emocje, których się spodziewamy, oraz te, które łączą się z naszymi oczekiwaniami spotykają się z tymi faktycznie wywołanymi przez obraz. Następuje konfrontacja. Wciąż nie mamy wystarczającej wiedzy na temat tego, co jest pierwsze poznanie percepcyjne czy emocja. Z pewnością żadna emocja nie pojawi się bez bodźca, który zaś napędza procesy percepcyjne, które to z kolei budzą emocje. Jest to, więc rodzaj specyficznego „przełączanie się” z procesów poznawczych na emocjonalne w pewnym sensie napędza proces odbioru dzieła.
Definiując dzieło sztuki możemy uznać, że jest to obiekt, który ma cechy wyodrębniające go z otoczenia i wywołujące emocje. Pierwsza emocja (zwana wstępną) motywuje nas do wyodrębnienia dzieła ze świata realnego i dalszego poznania percepcyjnego. Emocja wewnątrzestetyczna prowadzi do odtworzenia obiektów świata dzieła sztuki (poznania jego rzeczywistości) i wartościowania estetycznego. To ona zatrzymuje nas przy danym dziele na dłużej (nie pozwala odłożyć nam książki czy odejść od obrazu) i sprawia, że chcemy poznać je lepiej. Emocja finalna to swoiste „wrażenie”, które pozostaje w nas po zapoznaniu się w pełni z jakimś dziełem. Cechą charakterystyczną tych emocji (a zwłaszcza emocji finalnej) jest to, że jesteśmy ich w dużym stopniu świadomi. Stymulujemy się „na własne życzenie” wybierając się na koncert, do galerii, a przede wszystkim kreując w sobie odpowiednie nastawianie. Jednak człowiek, który idzie np. do galerii z przymusu, a więc ze złym nastawieniem, może przebiec wzrokiem po obrazach z taką samą obojętnością, z jaką patrzy na białą ścianę. Dlatego też trudno przedstawić spójny schemat poznania dzieła sztuki, tak samo jak trudno jest jednolicie zdefiniować sam termin „dzieło sztuki”. 

Odbiór dzieła sztuki i jego konsekwencje

Znajomość historii sztuki pozwala dostrzec sens w obrazach, które „istnieją dzięki innym dziełom” (Markiewicz, Przybysz, 2007, s. 129). Odnalezienie powiązania obrazu, który oglądamy z innym, który już widzieliśmy warunkuje zrozumienie pełnego przekazu. Jeśli nie uda nam się odczytać dzieła sztuki lub uznamy to, co odczytaliśmy za niewystarczające, nasz mózg nie da nam spokoju. W sytuacjach codziennych widząc coś, co w żaden sposób nie da się odczytać, np. jakiś nieznany kształt, próbujemy badać to coś na różne sposoby, dotykiem, węchem lub innymi zmysłami. Robimy to tak długo, aż wreszcie nasze poszukiwania dadzą wystarczająco mocną hipotezę o rzeczy, którą postrzegamy, że zaspokoi to naszą ciekawość. Intensywność tych poszukiwań wynika z natury naszego mózgu, który nie godzi się na widzenie czegoś, co nie ma sensu. Jeśli stawiane przezeń hipotezy nie potwierdzają się powstaje konflikt, pewne napięcie, które generuje emocje o ujemnym znaku. Natomiast gdy uda nam się spostrzec w rzeczywistości coś, co potwierdzi hipotezę, ujemny znak emocji zmienia się na dodatni. „Aha!” oddychamy z ulgą. W przypadku, gdy odgadniemy relacje obrazu z innym i uda nam się doznać owej ulgi postrzegamy obraz przez pryzmat owych pozytywnych emocji, łączymy je z dziełem sztuki, uznajemy kunszt artysty w formowaniu przestrzeni. Jeśli jednak nie uda nam się potwierdzić żadnej z wzrokowych hipotez sformułowanych przez nasz mózg pozostajemy z owym nieprzyjemnym napięciem doszukując się jego przyczyn w „beznadziejnym” dziele, lub w naszej „nie gotowości” do odbioru dzieła sztuki. Przede wszystkim jednak pozostajemy bez kontaktu z pięknem, z treścią obrazu; nasze oczekiwania się nie spełniają oraz towarzyszą temu negatywne emocje.
Konfrontacja naszego nastawienia z dziełem sztuki może nieść spełnienie naszych oczekiwań lub rozczarowanie. Nasze zdolności, wiedza i doświadczenia mają kluczowe znaczenie w odczytaniu dzieła sztuki i to one mogą być powodem zawodu. Jeśli jednak dysponujemy adekwatnym „a priori estetycznym” również możemy doznać zawodu z powodu niskiej wartości estetycznej dzieła sztuki, z którym mamy styczność. Jeśli jednak uda nam się skutecznie odczytać dzieło sztuki sytuacja estetyczna może przerosnąć nasze oczekiwania.
Każda z powyższych sytuacji nie pozostaje bez wpływu na nasze przyszłe nastawienie. Rozczarowanie spowodowane nieadekwatnym a priori estetycznym spowoduje, że przed kolejnym kontaktem ze sztuką nastawimy się na porażkę i z trudem uda nam się z owej niechęci wydostać. Dzieła o niskiej wartości estetycznej mogą wywołać reakcję, które zostanie zgeneralizowana na dzieła z całej kategorii, w której znajdował się nie satysfakcjonujący obiekt. Jeśli jednak doznamy przeżycia estetycznego częściej nastawiać się będziemy na kontakt ze sztuką pod właśnie tym kątem.

 Źródła:
1) Duch W. Neuroestetyka i ewolucyjne podstawy przeżyć estetycznych
http://www.fizyka.umk.pl/publications/kmk/07-Neuroestetyka.pdf
2) Giddens Anthony Nowoczesność i tożsamość
3) Gołaszewska Maria. Zarys estetyki, s. 286
4) V. S. Ramachandran Neurologia a estetyka, str. 74-77
5)
V. S. Ramachandran Paradoksy percepcji, str. 70-73


Inny sposób postrzegania kreatywności - E.Gilbert


Ostatecznie jesteśmy tym, co myślimy. Nasze emocje są niewolnikami naszych myśli, a my jesteśmy niewolnikami naszych emocji.
Elizabeth Gilbert
Jedź, módl się i kochaj
Czyli dziś o książce, której nie byłam w stanie przetrwać i doczytać nawet do połowy, film obejrzałam tylko ze względu na sentyment do Julii Roberts i to z trudem, a mimo to publikuję tu dziś coś z nimi związane.
Chodzi bowiem o autorkę Elizabeth Gilbert i jej wykład dla TED.
Wykład, bowiem przeszedł moje oczekiwania: jest zabawny, osobliwy i zaskakująco uderzający swoją trafnością i szczerością pisarki.
Dzieli się ona natomiast swoimi osobistymi doświadczeniami i poglądami o byciu geniuszem, o tym że każdy z nas ma w sobie potencjał do wykorzystania, o kreatywności i wymaganiach jakie przed nami są stawiane i jak sobie z nimi radzić, czy warto się bać i poddawać paraliżowi tego strachu, o ludzkich oczekiwaniach, itd. 

Jak podkreśla autorka:
I to, co muszę sobie powtarzać, kiedy jestem z tego powodu zdenerwowana, to – nie obawiaj się. Nie bądź strachliwa. Po prostu wykonuj swoją pracę. Rób, co do ciebie należy, cokolwiek by to nie było. Jeśli jesteś tancerzem, tańcz. A jeśli przypisany tobie boski geniusz, choć przez moment pozwoli ujrzeć przebłysk cudu dzięki twoim staraniom, wtedy „Ole!”. Jeśli nie, tańcz mimo tego. I „Ole!” dla ciebie, mimo wszystko. Wierzę w to i czuję, że musimy tego uczyć. „Ole!” dla was, mimo wszystko, za to, że macie czysto ludzką miłość i upór, aby stale się pokazywać.



Steve Jobs.

sobota, 14 stycznia 2012

Siła rażenia inspiracją, czyli o tym jak rodzi się sztuka wyższa w jednostce.

Najpiękniejszą rzeczą, 
jakiej możemy doświadczyć jest oczarowanie tajemnicą.
Jest to uczucie,
które stoi u kolebki prawdziwej sztuki i prawdziwej nauki.
Ten, kto go nie zna i nie potrafi się dziwić,
nie potrafi doznawać zachwytu,
jest martwy,
niczym zdmuchnięta świeczka.
Albert Einstein

Trzeba zawsze pamiętać o pasji:
bez pasji nie ma sztuki;
sztuki nie ma bez ryzyka.
[...]W sztuce nie ma spokoju.
Jako artysta pan spokoju nie zazna nigdy,
a wyrzec się świętej sztuki
dla powszechnego spokoju jest zbrodnią.
Wojciech Kuczok
W bardzo ścisłym kręgu moich pasji od zawsze znajdowała się sztuka – zarówno jej przeszłość w formie teoretycznej jako historia sztuki, jak i sam proces tworzenia, formowania, kształtowania myśli, idei, wizualizacji siatki skojarzeń i nadawania jej formy realistycznych obiektów, które utrwalają na chwilę wieczności ducha artysty, który zarówno w proces twórczy jak i narodziny swej sztuki wkłada całego siebie przemawiając do świata efektami swojej pracy, jak i drogę jaką pokonuje od momentu kiełkującego gdzieś w wyobraźni umysłowej pomysłu do momentu zamknięcia gotowego projektu.
Gdy więc koleżanka z roku wspomniała o artystce, która straciła swe inspiracje i pomysły, zaś ponownie odnalazła je w tradycyjnym rzemiośle w Indiach – wiedziałam, że owy filmik muszę odnaleźć. TED ponownie przyszedł mi z pomocą i tak oto przedstawiam dalej Janet Echelman – kolejną kobietę inspirację do mojego prywatnego panteonu ludzi, którymi warto się zainteresować.
Ten 10 minutowy wykład i wizualizacja jej dzieł oraz drogi jaką przeszła pokazuje jak ogromną siłę może mieć kreatywność w nas istniejące, jak sztuka drogi by urzeczywistnić się poza naszą wyobraźnią i naszymi umysłami. Tworzenie to przede wszystkim proces, który zachodzi w psychice artysty, ale wbrew pozorom nie tylko w czasie tworzenia – i możemy to dostrzec na tym filmie – to proces, który dzieje się niezmiennie w nas, gdzie nawet najdrobniejsze i pozornie nieistotne elementy, kiedyś okażą się zmieniać dla nas swe znaczenie i budując w nas świadomość, że cała droga jaką przechodzimy do miejsca w jakim obecnie stoimy złożona jest z małych elementów, których znaczenie być może bagatelizowaliśmy, jednak stanowiły one – każdy z osobna – znaczące momenty składające się na to kim teraz jesteśmy. Tak powstaje prawdziwa sztuka i choć droga jest niełatwa, to każda decyzja, każde podjęte zadanie na ścieżce do osiągnięcia czegokolwiek w tej dziedzinie jest już kolejnym krokiem do naszego celu – nie zapominajmy o tym!
Janet Echelman, ku inspiracji oraz niesłabnącej nadziei na sukces jakąkolwiek definicję będzie przyjmował:


Piękno rzeczy śmiertelnych mija, lecz nie piękno sztuki.
 Leonardo da Vinci
O neuronach lustrzanych parę słów więcej:

I. http://brain.oxfordjournals.org/content/132/7/1980.full?sid=c062be8f-5b33-4c4f-917f-66869b4e1583
II. http://brain.oxfordjournals.org/content/132/3/617.full?sid=c062be8f-5b33-4c4f-917f-66869b4e1583
III. http://brain.oxfordjournals.org/content/119/2/593.full.pdf+html?sid=c062be8f-5b33-4c4f-917f-66869b4e1583

środa, 11 stycznia 2012

Lustereczko,lustereczko powiedz przecie...czyli trochę inna wersja bajki o lustrzanym odbiciu w mózgu.

Najpiękniejszą rzeczą, jakiej możemy doświadczyć jest oczarowanie tajemnicą. Jest to uczucie, które stoi u kolebki prawdziwej sztuki i prawdziwej nauki. Ten, kto go nie zna i nie potrafi się dziwić, nie potrafi doznawać zachwytu, jest martwy, niczym zdmuchnięta świeczka.
Albert Einstein


Dziś słów parę z działki stricte Neuroscience.
Swego czasu w sieci jak i na kanałach naukowych pokroju DiscoveryScience czytałam i oglądałam o tzw.neuronach lustrzanych. Frapowało mnie już samo pojęcia, jednak nigdy na tyle by jakoś dotkliwiej i precyzyjniej zagłębiać się w ich świat. Po rozpoczęciu studiów zaś i zajęciu się projektem tego bloga natrafiłam na projekt Symphony of Science. Wielokrotnie przewijają się tu odniesienia do niego i słusznie, bowiem nie pamiętam by coś mnie zainspirowało do działalności i spędzania godzin w poszukiwaniu intrygujących informacji jak owy projekt. W Odzie do mózgu, która pojawiła się jakoś na początku tego bloga, jest fragment wykładu z prof. Ramachandranem – nie byłabym sobą gdybym nie dotarła do jego sedna (czyli całego wykładu) i nie obejrzała go, no cóż z rozszerzającymi się źrenicami. Natomiast już całkiem niedawno odkrywszy blog prof. Vetulani odkryłam kolejny „poziom” wiedzy związany z neuronami lustrzanymi. To one dziś są tu głównym gościem.
***
A zatem: jak działa najbardziej tajemniczy element naszego ciała – mózg? Czym są owe neurony lustrzane i dlaczego proj. Ramachandran odnosi jego do filozofii Wschodu?
To pytania, które porusza wykład TED, który zamieszczam pod spodem, a raczej próbę odpowiedzi na nie.
Prof. Ramachandran jest neurobiologiem w swoim wykładzie odnosi się do stosunkowo świeżych odkryć włoskiej grupy naukowców pod władzą Giacomo Rizolattiego, którzy to odkryli występowanie neuronów lustrzanych jako podgrupę ok. 20% pobudzających neuronów motorycznych występujących w przedniej części mózgu, w płatach czołowych. Normalne neurony motoryczne pobudzające aktywowane są wtedy, gdy wykonujemy określoną aktywność, podejmujemy jakieś działanie, podczas gdy neurony lustrzane zdają się „odczuwać” i aktywować gdy określoną czynność wykonał ktoś inny, my zaś jesteśmy tego świadkiem i automatycznie to odczuwamy. Jest to rzecz niezwykła, bowiem daje nam nowy obraz postrzegania możliwości mózgu – jak mówi Ramachandran neurony lustrzane zdają się „przyjmować” na siebie perspektywę drugiej osoby! Czyż nie jest to niesamowite?!
Idąc dalej, wiedza na temat tych neuronów pozwala nam sięgać hipotezami do początków kolebki naszej cywilizacji i wybuchu jej rozwoju. Jak to możliwe?
Otóż jeżeli nasz praprzodek przypadkiem odkrył jakieś narzędzie, jego działanie czy jak rozpalać ogień – ktoś inny podpatrzył to, zaś wiedza ta jak kostki domino rozprzestrzeniła się. Być może jest to moment, w którym nastąpiła ewolucja właśnie wśród naszych neuronów i utworzyły się neurony lustrzane, które pozwalają nam w sposób obserwacyjny uczyć się czynności od innych.
Prof. Ramachandran pokazuje również, że neurony lustrzane mogą być dowodem na to, że w jakimś sensie wszyscy jesteśmy jednością – jedną, wielką siecią neuronalną, gdzie jednym z głównych ograniczeń jest skóra. O tym w jego wykładzie więcej i z obrazowane przykładami.
Na blogu prof. Vestulani odnalazłam jeszcze trochę wiedzy uzupełniającej. Obserwacja neuronów jest jak podsłuchiwanie ich aktywności w mózgu – proces subtelny i delikatny. Prof. Vestulani poszerza to o czym w 10 min.wykładzie porusza prof.Ramachandran.
A mianowicie fakt, że neurony lustrzane mają jakby wbudowany program motoryczny, który koduje działania jakie obserwuje, potem następuje ich pobudzenie oraz świadomość bez wykonania ruchu u obserwatora. Badacze w kwestii tego jaki wpływ na wykonanie ruchu z czasem ma pobudzenie neuronów lustrzanych występuje u obserwatora podzielili się na dwie grupy:
  • Dla jednych jest to fakt, że rezonans motoryczny u osoby, która widziała aktywność powoduje zakodowanie tego działania, możliwość kiedyś jego wykonania oraz natychmiastowe zrozumienie intencji jaką wykonuje obserwowana przez nas osoba
  • Drudzy uważają, że jest to tylko rodzaj kopiowania działania czyli mechaniczna odpowiedź na aktywność.
Jak, więc jest naprawdę? Czy neurony lustrzane są ważnym elementem komunikacji emocji i przewidywania zachowań członków określonej społeczności?

14 lat po odkryciu układu neuronów lustrzanych w sierpniu 2011roku inna grupa włoskich badaczy pod przewodnictwem Paoli Borroni z uniwersytetu w Mediolanie wykazała, że w gruncie rzeczy neurony lustrzane w korze ruchowej jedynie kopiują ruchy, nie zaś jak przeważnie przypuszczano kodują bezpośrednio emocje czy odczytują intencje. Opis przeprowadzonego doświadczenia przez prof. Borroni znajduje się na blogu prof. Vestulani, zaś link poniżej w źródłach.
Jednakże wnioskami jej badań jest niepodważalny na chwilę obecną fakt, że nie tyle rezonans motoryczny umożliwia nam pojęcie intencji jakiego działania, lecz że rozumienie tej intencji czy owy rezonans motoryczny potrzebnym i użytecznym dla pojęcie innych aspektów tego działania. Choć brzmi to jak masło maślane, jest w tym logika, bowiem – jeśli neurony lustrzane aktywują określone programy motoryczne, które są logiczne dla obserwowanej działalności to czynność ta musiała zostać wcześniej zrozumiana przez wyższe struktury od obszarów motorycznych. Intencje naszego działania nie są kodowane przez neurony lustrzane, lecz mają możliwość bycia kodowanymi jako rodzaj reprezentacje czuciowo-ruchowe w wyższych piętrach systemu neuronów lustrzanych, takich jak kora przedczołowa i ciemieniowa jak czytamy na blogu prof. Vestulani.

Źródła:
1) TED x V. Ramachandran
2) Blog prof. Vestulani: Neurony lustrzane. Odczytują intencje czy tylko kopiują ruchy? http://vetulani.wordpress.com/2011/08/23/neurony-lustrzane-odczytuja-intencje-czy-tylko-kopiuja-ruchy/

piątek, 6 stycznia 2012

The world needs all kinds of minds

Prawdziwa odmienność,
zrobiona z najdelikatniejszych zbliżeń,
z cudownych dostrojeń się do świata,
nie może spełniać się jednostronnie:
wyciągniętej ręce musi odpowiadać jakaś inna, z zewnątrz, skądinąd.

Julio Cortázar
Gra w klasy
 W jednym z poprzednich postów wspominałam o mojej małej „słabości” do inspiracji płynącej z przemówień dr. J.Bolte-Taylor, następnie jeden z postów poświęciłam zdolnością osób z różnymi zaburzeniami. Dziś podejmuję kolejny krok do przedstawienia kogoś nie mniej inspirującego swoją działalnością i osiągnięciami – Mrs Temple Grandin.
Kolejna prezentacja z portalu TED, która pozostaje na długo w pamięci.
Pani Grandin to przepełniony pasją naukowiec, jednak na tle innych badaczy wyróżnia ją fakt, że w okresie dzieciństwa zdiagnozowano u niej autyzm. Grandin jest utalentowanym naukowcem, który mimo choroby świetnie radzi sobie nie tylko w życiu zawodowym, ale i społecznym; to obraz kobiety akceptującej swoją chorobę, a jednocześnie pokazujący, że diagnoza nie przekreśla tego kim jesteśmy i co możemy osiągnąć. Autyzm jest częścią tego, kim jestem – mówi autorka i idąc dalej przekonuje nas w wykładzie, że nie ma takiego umysłu który nie byłby potrzebny światu. Każda jednostka posiada bowiem coś co jest tzw. mocną stroną, elementem który może wpływać nie tylko na najbliższe otoczenie, ale też zmieniać bieg historii. Świat potrzebuje różnych rodzajów talentów, geniuszy, osób które spojrzą na rzeczywistość z innej, choć nie mniej poprawnej perspektywy. Pani badacz jest potwierdzeniem, że nie ma ograniczeń których nie dałoby się wykorzystać w pracy dla dobra ogółu.
Ona łamie stereotypy, reguły – a to fascynuje i inspiruje. Precyzja jaką odznacza się umysł autystyczny zdaje się tylko sprzyjać i być niezastąpioną w tym co ona robi. Jednak tym, co kryje się w tle wykładu dla TED jest idea walki z zamkniętym myśleniem i wykluczaniem społecznym osób dotkniętych autyzmem, ale i innymi zaburzeniami. Z łatwością przyklejami niewidoczne etykiety z nazwami chorób i zaburzeń, jednak najczęściej zapominamy spojrzeć jakie to niesie konsekwencje oraz kto kryje się za daną „naklejką”. Każdy człowiek winien mieć prawo do uzewnętrznia wyjątkowości i niepowtarzalności nadanej jednostce i szansę na rozwój talentów w sobie zawartych, wykorzystania potencjałów w nas drzemiących. Szufladkowanie jednak zdaje się być rodzajem bariery, za którą nie można kreatywnie i w wolności rozwijać skrzydeł tak jakby samo nadanie „etykiety” kolokwialnie mówiąc „bannowało” wszelkie działania mające na celu rozwój. Dlatego takie wykłady jak ten z panią Grandin nie tylko pokrzepia, ale może przede wszystkim budzi nadzieję, że „coś” może drgnąć w szufladkowo myślących umysłach i zmienić ich postępowanie.
Różnorodność z jaką spotykamy się bowiem w systemach społecznych umożliwia nowatorskie i często zaskakujące postrzeganie różnych zjawisk, a co w przyszłości może dać najbardziej niesamowite rozwiązania. Każdy bowiem z nas może mieć cegiełkę, choćby niewielką dodającą coś do tego świata, pogłębiania wiedzy o nim. Nie ma człowieka, w którym nie drzemałyby moce i potencjały trzeba tylko robić wszystko by móc rozwijać siebie, ale i nie utrudniać tego innym. Metodą „małych kroków” można tworzyć rzeczy przekraczające nasze wyobrażenia, zaś dając szansę „odmiennym umysłom” możemy je poszerzać o perspektywy, których sami nigdy byśmy nie odkryli…
PS.
Godny polecenia i obejrzenia jest także film powstały w 2010r. o dr Grandin, pt. Temple Grandin. Nagrodzony wieloma ważnymi nagrodami kinematograficznymi.

wtorek, 3 stycznia 2012

Bajkoterapia czyli o terapeutycznej mocy baśni...

Baśnie są bardziej niż prawdziwe,
nie dlatego iż mówią nam, 
że istnieją smoki,
ale że uświadamiają,
iż smoki można pokonać.
Gilbert Keith Chesterton
Literatura w postaci baśni i bajek stanowi jedną z metod pomocy dzieciom. Jest to metoda o tyle efektywna, że zgodna ze sposobem rozumienia świata przez dzieci, które wykazują skłonność do angażowania się w inicjatywy przepełnione „językiem symboli, metafor i fantazji”. Odwołując się do formy bajki możemy zachęcić dziecko, by opowiedziało nam o swoich emocjach, które na płaszczyźnie realnej rozmowy prawdopodobnie zostałyby przemilczane jako zbyt osobiste i trudne. Dziecko wchodząc dzięki bajce w świat fantazji organizuje swoje rzeczywiste przeżycia, gdyż stworzony przez nie - w opowieści - świat fikcji jest także sposobem wyrażenia siebie i swoich własnych przeżyć.
Baśnie od początku ich powstania wykorzystywano w celu przekazania wiedzy, wzbogacenia doświadczenia oraz ukazania różnych wzorów myślenia i działania. Analiza literaturoznawcza czy kulturoznawcza współczesnych baśni wykazuje, że –bez względu na ich obecną klasyfikację gatunkową- w całym procesie artystycznej ewolucji nie utraciły one w swym zasadniczym rdzeniu (tzn. w regułach transformujących rzeczywistość, jak np. animizacja, personifikacja, obowiązujące w świecie baśni „prawo metamorfozy”, oraz zawieszenie naturalnej przewidywalności zdarzeń, itp.) dowodów na to, iż w swej najprostszej elementarnej postaci baśń genetycznie wywodzi się z archaicznych pokładów kultury ludowej, nawiązującej do reguł myślenia antycznego. Jeśli uwzględnić wpływ wierzeń totemicznych i panpsychizmu (jako najprostszy przykład na istnienie tych zależności można wskazać na rolę i funkcję, jaką spełniają w baśniach zwierzęta-pomocnicy, itp.) – mityczne korzenie baśni wydają się oczywiste (jako jeden z pierwszych zwrócił na to szczególną uwagę E. Cassirer; w Polsce tę „szkołę myślenia” pielęgnuje w swoich badaniach prof. J. Ługowska).
Baśń jest nasycona swoistą, charakterystyczną tylko dla siebie symboliką i archetypami sięgającymi jeszcze czasów „przedszkola ludzkości”, których wpływ można odnaleźć niemal we wszystkich dziedzinach działalności człowieka. Toteż, przy badaniu funkcji i wartości baśni, nie można poprzestać jedynie na badaniach literaturoznawczych. Najtrafniej potrzebę tę tłumaczy psychologia głębi, która –de facto- od dawna wykorzystuje baśnie jako materiał do swoich badań, wychodząc z założenia, że -ze względu na swoje starożytne korzenie- baśnie stały się integralną częścią naszej historii, kultury i nasz samych. Psychologia głębi podkreśla jednak przede wszystkim znaczenie baśni w aspekcie indywidualnym, jednostkowym; tymczasem baśń posiada przecież wyraźny wymiar uniwersalny i to właśnie ten wymiar podtrzymuje ciągłość naszej ludzkiej historii, kultury i sztuki.
***
Niekwestionowane dziś na ogół walory wychowawcze fantastyki baśniowej wywoływały w przeszłości rozmaite spory. Literatura dziecięca, przez dziesiątki lat postrzegana bardzo instrumentalnie, została pod koniec 20-tych lat XX wieku wyraźnie nobilitowana poprzez nałożenie na nią obowiązku posiadania cech dzieła artystycznego, stymulującego jednocześnie w odpowiedni sposób zainteresowanie samych dziecięcych odbiorców, będącego źródłem informacji, nośnikiem wartości moralnych i estetycznych, itp. Jednak mimo tego jasnego przesłania i odpowiedzialnej roli, jaką na przestrzeni lat wyznaczyła literaturze dziecięcej krytyka literacka, wydaje się ona współcześnie przeżywać kryzys recepcji zarówno czytelniczej, jak i krytycznoliterackiej, ale w porównaniu do kryzysów poprzednich – ten współczesny ma zupełnie inne znaczenie zarówno dla twórców , jak i odbiorców całej literatury dziecięcej, a tym samym – baśni.
Kierunek badań nad bajkoterapią został zainicjowany przez Brunona Bettelheima, który (wychodząc z tradycji freudowskiej) jednoznacznie udowodnił, że język i świat baśni są w stanie stworzyć dziecku poczucie wewnętrznej integracji, warunkujące jego dalszy prawidłowy rozwój. Dzieje się tak, gdyż opowiadając dziecku baśnie rodzice dostarczają mu niezwykle ważnego dowodu, że fakt, iż przeżywa ono baśń jako obraz własnych wewnętrznych doświadczeń, uważają oni za uprawniony i wartościowy, a nawet za coś co jest w pewien sposób „realne”. To zaś daje dziecku poczucie, że skoro jego własne doświadczenia wewnętrzne zostały zaakceptowane przez rodziców jako realne i ważne – to ono samo jest w konsekwencji realne i ważne.
Na gruncie polskim podobny kierunek badań, aczkolwiek w duchu terapii poznawczo-behawioralnej, kontynuuje Maria Molicka, która szczególną uwagę poświęca baśniom, gdyż -jak twierdzi ten typ literatury, jak żaden inny nadaje się najlepiej do budowania „zasobów osobistych dziecka”. Zasoby te tworzy umiejętność właściwej interpretacji i przyswajania wzorów osobowych i -co za tym idzie- uruchomienie szeregu różnorodnych mechanizmów psychologicznych, zwiększających umiejętności przystosowawcze u dziecka. Są to m.in.: wzmocnienie zastępcze, kompensacja niedostatków emocjonalnych, proces naśladowania i identyfikacji z bohaterem, a także – uruchomienie i wzmocnienie mechanizmu odwrażliwiania (a tym samym redukcja i eliminacja zachowań lękotwórczych) oraz –najogólniej mówiąc-asymilacja wiedzy i informacji zdobytych przez dziecko za pomocą baśni.
Wzory osobowe, od których wychodzi w swojej autorskiej metodzie Maria Molicka (nazwaną przez nią samą „bajkoterapią”), a którymi baśń jest tak mocno i charakterystycznie naznaczona, zmieniają się na przestrzeni lat i kultur, ale zawsze są uosobieniem cech oraz pragnień zbiorowości i trwale wpisują się w ogólnie obowiązujący kod kulturowy. W przypadku dzieci zaś wzory osobowe odgrywają szczególna specyficzną rolę – mianowicie uczą jakie cele w życiu wybierać i jak je realizować. Poprzez zapoznanie się i asymilacje doświadczeń bohaterów, dziecko pogłębia samoobserwacje, co z kolei sprzyja kontroli bodźców wyzwalających zachowania – nawet u najmłodszych dzieci. Dzięki możliwości przeżywania przez dziecko rozmaitych ról, kształtuje się także jego samoświadomość oraz zaspokajane są różnorodne potrzeby uczuciowe. Szczególnie ważne są tu role postrzegane przez dziecko jako negatywne, są one bowiem najczęściej związane z lękami separacyjnym, początkiem konfliktów edypalnych, itp. Umiejętne wykorzystanie ich w procesie psychoterapeutycznym wprowadza w przeżycia dziecka ład i harmonię, a tym samym skutecznie broni jego osobowość przed dezintegracja, co z kolei przyśpiesza adaptację społeczna i kulturową.
Trzeba pamiętać, że dziecko chłonie wzory, gdyż ma ich w jeszcze mało w swoim życiu i ten fakt powinni przede wszystkim wykorzystać opiekunowie, którzy chcieliby, aby za pomocą odpowiednio dobranej lektury dziecko uczyło się przyjmować postawę badacza i gromadzić swoja pierwszą subiektywna wiedzę o świecie, co w przyszłości zaowocuje jego większą samodzielnością emocjonalną, decyzyjną, itp.
Baśń zaś, poprzez nagromadzenie dużego repertuaru odpowiednich środków, wydaje się być bardzo cennym narzędziem w całym procesie edukacyjno-wychowawczym towarzyszącym rozwojowi dziecka, aż do momentu osiągnięcia przez niego psychicznej samodzielności i dojrzałości. Aby jednak osiągnąć ten efekt należy dziecku stworzyć jak najwcześniej możliwość wyboru własnego indywidualnego języka uczuć i emocji, którego użycie skutecznie uniemożliwiają –wprowadzane w celach komercyjnych- celowo zaplanowane skróty i uproszczenia we współczesnych utworach dla dzieci. Odnalezienie właściwego języka emocjonalnego, którym dziecko będzie mogło w późniejszych fazach rozwoju posługiwać się samodzielnie w coraz większym stopniu- jest jednym ze sposobów ukazania dziecku świata baśni, jako wartości realnej i prawdziwej. Drugim sposobem jest – wspomniana wcześniej możliwość przeżywania rozmaitych ról oraz scenariuszy bajkowych, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Obie te metody sprawiają, że rozwój emocjonalny dziecka, jego adaptacja społeczna i kulturalna – następują w sposób bezinwazyjny i harmonijny dla jego psychiki. Technikami zaś, które najpełniej te procesy stymulują są – wypracowane na gruncie biblioterapii- przywoływane już wcześniej wielokrotnie: technika utożsamienia z bohaterem literackim, strategia inspiracji i zjawisko przeniesienia, które dziecko powinno jak najwcześniej doświadczyć w swoim życiu. Przeżycie antycypacyjne, które powstaje na skutek ich zastosowania w świadomym procesie psychoterapeutycznym – umożliwi w przyszłości samodzielne i dojrzałe przeżywanie oraz świadomą identyfikację własnych, rzeczywistych (a nie zasugerowanych przez modę, czy reklamę) potrzeb oraz emocji. W baśniach uczucia i emocje manifestują się poprzez symbole i dzięki temu baśnie są tak skutecznym oraz wdzięcznym narzędziem psychoterapeutycznym, gdyż jednostka nie jest narażona na bezpośrednią konfrontację z niechcianymi uczuciami, jak również nie jest poddana bezpośredniej stymulacji nieświadomości, jak to się ma w przypadku bezpośredniego opisu (stad właśnie wspomniana wcześniej „bezinwazyjność” metod terapeutycznych wykorzystujących jako narzędzie pracy – baśń). W miarę upływu czasu nasza zdolność formowania i manipulowania symbolami wzrasta i te same postacie, czy zdarzenia z zapamiętanych w dzieciństwie bajek, stymulują naszą wyobraźnie na innych bardziej zaawansowanych poziomach samopoznania i rozwoju. To zjawisko w pełni wykorzystuje psychologia rozwojów, dowodząc tym samym, że baśń –bez względu na genezę i treść materiału fabularnego- za każdym odczytaniem i w każdym momencie naszego życia stanowi dla nas coś w rodzaju inicjacji w „symboliczne odczuwanie i rozumienie świata”, a –jak dowodzą teoretycy psychologii rozwojowej- tylko ten typ percepcji jest w stanie stworzyć w nas rodzaj pewnego „zaangażowania”, (które Rollo May – przedstawiciel amerykańskiej szkoły psychologii egzystencjalnej – nazywa „odwagą tworzenia”), co daje w konsekwencji poczucie bezpieczeństwa w świecie i jest w stanie znacznie ułatwić nam osiągniecie w życiu dobrobytu, wiarygodności oraz naturalności we wszystkim, co robimy i przeżywamy.
Dlatego tak ważnym wydaje się, by – być może- dzięki baśniom, dzięki wspólnemu odszyfrowywaniu przesłania, które zawierają, dziecko –wkraczające dopiero w świat i życie- miało możliwość porównania przeszłości i teraźniejszość, umiało dostrzegać całość i ciągłość kulturowego dziedzictwa, w którym żyje i -przede wszystkim- by umiało odnaleźć w nim miejsce nie tylko dla siebie i swojego świata wartości, ale miało dodatkowo świadomość, że miejsce to jest znane i wielokrotnie odwiedzane przez bohaterów z przeszłości. Tylko wtedy może dojść do terapeutycznego i kulturotwórczego ożywienia mit, w którym bierzemy udział my wszyscy. Dlatego tak ważny jest proces wtajemniczania dzieci w sposób bezinwazyjny – najlepiej właśnie za pomocą baśni- w podstawowe doświadczanie i rozumienie własnego uczestnictwa w świecie. Jest to też jedyny sposób, by nauczyć się pielęgnować i chronić swój świat wewnętrzny, co w dobie współczesnego nadwartościowania racjonalizmu, zarówno w literaturze, jak i innych przejawach działalności człowieka, wydaje się mieć ogromne znaczenie.
Nie pozostaje zatem nic innego jak ponownie zwrócić spojrzenia ku brzegom przeszłość, do początków antyku i mistrzów tej epoki jak Platon czy Arystoteles i doceniać przywiązanie ich do wewnętrznych przeżyć człowieka. Bo czyż to nie Platon zalecał by wychowanie i edukacja w jego idealnym państwie zaczynała się właśnie od słuchania mitów…?



Źródło:
1) Maria Molicka, Bajki terapeutyczne
2) Bettelheim Bruno, Cudowne i pożyteczne - O znaczeniach i wartościach baśni

Sztuka pełna zaburzeń.


Jedyne, co jest coś warte w dziele sztuki:
to, czego nie można wytłumaczyć.

Georges Braque
W przypadku zaburzeń ze spektrum autyzmu zahamowanie ekspresji twórczej stanowi jedno z kryteriów diagnostycznych. Jednak różnice indywidualne jednostek chorych w ogromny sposób warunkują występowanie i poziom dysfunkcji twórczej aktywności. Wśród osób z autyzmem i Zespołem Aspergera znane są przypadki niezwykłych zdolności plastycznych (głównie zaś rysunkowych) czy mimo, że rzadziej zamiłowania do twórczości literackiej. Wspominając jednak o takich osobach podkreśla się, że ich wytwory cechuje specyficzny sposób ukazywania rzeczywistości, związany z innym, typowym dla osób ze tymi spektrum sposobami postrzegania świata. W kontekście talentu czy geniuszu plastycznego stawia się pytania m.in. na ile ich sztuka stanowi prawdziwą twórczość? Czy twórczy charakter ich wypowiedzi można rozwijać? Jaki jest wpływ twórczości dla funkcjonowania tych osób? Analiza stopnia kreatywności jak i odtwarza rzeczywistości w dziełach takich osób stanowi jedną z prób znalezienia odpowiedzi na pytania, które mogą otworzyć szersze perspektywy wykorzystania sztuki w terapii zaburzeń typu autystycznego.
Wspominając o twórczości osób chorych nie można zapominać o sawantach, czyli osobach choć upośledzonych umysłowo, posiadających genialne możliwości połączone z perfekcyjną pamięcią. Ci, u których odnosi się to do zdolności artystycznych tu np. Richard Wawro, autysta i malarz tworzący subtelne i poetyckie dzieła, które charakteryzowały się precyzją detali. Jego prace były wystawiane w największych i najbardziej prestiżowych galeriach na świecie, a część trafiła do prywatnych zbiór m.in. Margaret Thatcher czy Jana Pawła II.
Innym wybitnym sawantek i cierpiącym na zaburzenia rozwojowe jest amerykański rzeźbiarz Alonzo Clemons, który potrafi z wosku wiernie uformować podobiznę każdego zwierzęcia, które widział raptem przez kilka sekund, a proces twórcy zajmuje mu mniej niż 20 minut. Rzeźby jego są niezwykle realistyczne, ukazują każdy szczegół anatomiczny i doskonałe proporcje.
I wciąż nie rozwiązanym pozostaje pytanie: talent czy choroba?
 Rysunek Nadii, chorej na autyzm, wykonany gdy miała 3,5 lat.
Poniżej prace Richarda Wawro i rzeźby Alonzo Clemonsa.





 Oraz filmik przedstawiającego jednego z najbardziej niesamowitych sawantów, Stephena Wiltshire'a, który wyróżnia się niezwykłą fotograficzną pamięcią architektoniczną. Potrafi odtworzyć na rysunku z precyzją każdą bryłę widzianego raptem chwilę budynku. Zasłynął rysując ogromne panoramy wielkich miast, po krótkim oglądaniu ich z lotu helikoptera.